nikt nie znajdzie pięciogwiazdkowości w "seamonsters", jak sądzę, bo tutaj się wkradają dodatkowo kwestie pozamuzyczne u mnie. z albinim natomiast swego rodzaju świadoma hiperbola: chodzi bardziej o to, że z przysłowiowych sympatycznych angielskich piosenkarzy ("znam george'a besta, fajny") uczynił na tej jednej płycie kurewsko dobry zespół, wykorzystując w pełni songwriterski potencjał gedge'a. w związku z czym widzę "seamonsters" jako IDEALNĄ syntezą amerykańskiego i brytyjskiego indie i jako stary rockista stawiam tę płytę w swojej skromnej kolekcji jako pomnik "od spiżu trwalszy" <czerstwość>. pzdr.
Comments